Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Jelita t.II.djvu/148

Ta strona została uwierzytelniona.

lakami, a gdy szeregi prysnęły, bój pojedyńczy aż pod namioty i w środek obozu się rozciągnął.
Mgła długo nie dozwalała dojrzeć nic, oprócz nieustających walk, konnych, pieszych, a wreście i leżących już na ziemi, a pasujących się i dławiących przeciwników...
Około pół dnia, gdy bój wrzał jeszcze ciągle — słońce przedarło się przez te opony szare... i straszliwy obraz odsłoniło oczom — samych walczących.
Pobojowisko trupami i rannemi było zasłane.. w pośród nich, na nich ucierali się Krzyżacy jeszcze, wiedząc że ocalić się nie mogą, a poddać nie chcąc jeszcze.
Marszałek zagrzewał resztki, zbierając rozpierzchłych, obiecując przybycie komtura Chełmińskiego i odsieczy.
Obok niego otoczony wybranemi z między rycerstwa, stał z chorągwią zakonu Iwan... wielkiej siły i męztwa żołnierz, któremu dla postawy téj i okazanych już odwagi na placu boju dowodów powierzono znamię najdroższe...
Wojewoda Wincz z Dobkiem, rzucili się na gromadkę i zewsząd ją opasawszy, nacisnęli tak, że toporem rażony przez Dobka olbrzym padł, chorągiew na ziemię wlokąc z sobą.
Marszałek, który to ujrzał zdala, osłonił sobie oczy, ręka mu bezsilna opadła... Stał nie myśląc już o walce i nowy oddział, który na nie-