Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Jelita t.II.djvu/163

Ta strona została uwierzytelniona.

Wojewoda na uboczu stał ze swemi.. Wszystek lud jego ochoczo się mięszał z królewskim, on jeden pozostał odosobniony.. W twarzy jego nie tyle widać było radości, co niepokoju...
Pomiędzy wojskiem króla, znajdowało się niemało ziemian, których majętności zniszczyli Krzyżacy.. Winę spustoszenia tego przypisywano wojewodzie. Jego też i Nałęczów, choć się teraz przyłączyli do Łoktka, nie bardzo uprzejmie witano... Wielu się odwracało z pogróżkami i opryskliwem łajaniem.
Nałęcze radzi nie radzi wskazywali na Wincza...
Przebaczono mu było — lecz ci co ucierpieli, strat swoich darować nie mogli.
Wincz też po pierwszem z królem spotkaniu, napastowany pół słowy i wejrzeniami, poszedł z gorzkiem uczuciem schronić się do swojego namiotu i siedział bolejąc nad tem, że się przeszłość zatrzeć nie dała...
Tu zastała go żona nie jakby zwycięzko wyszedł z walki, lecz niemal jako pobitego i upokorzonego...
W milczeniu uścisnął ją. — Czytała w twarzy męża, iż cierpiał.
— Nie dano mi było zginąć — odezwał się — choć pragnąłem śmierci... Ciężkie będzie życie moje...