pani ze swemi prządkami i dziećmi siadywała wieczorami. Stary powlókł się za niemi...
Wojewodzina obejrzała się do koła, zaczęła podróżną odzież zdejmować, ale nie spieszyła z opowiadaniem, na które oczekiwano.
— Pani moja miłościwa — odezwała się podchodząc ku niéj Domna, która dziecię złożyła w kolebce... — Nie kryjcie nic przedemną — mówcie mi o moim... wszystko.
To, czém się Bogu jego dotknąć podobało — ja z nim podzielać powinnam. — Bóg mi da męztwo! ja wszystko chcę wiedzieć!
Jestem córką ojca, który za młodu rycerzem był — ród mój cały nie inną sprawą się parał — my niewiasty ich, choć zbroi nie wdziewamy, serca zbroić musiemy...
Uściskała ją wojewodzina.
— Siostro ty moja — rzekła z rozrzewnieniem — my! my wprawdzie ran nie odnosim, krwi nie lejem, ale odboleć musiemy za wszystkich — i w naszych sercach odbija się, co oni cierpią... — Bóg z tobą. Florjan żyw powraca, zdrów będzie — ale wycierpiał wiele...
Trzy krzyżackie włócznie, rozdarły mu wnętrzności — cudem ocalony został... Jedzie on tu i jutro będzie przy tobie...
Król sam znalazł go na pobojowisku, a mężny człek, gdy nad nim się użalał, jeszcze miał siłę
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Jelita t.II.djvu/178
Ta strona została uwierzytelniona.