Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Jelita t.II.djvu/191

Ta strona została uwierzytelniona.

To powiedziawszy, wstał zaraz Hebda i przynaglając jeszcze, począł iść do konia.
Razem wyszli w podwórze, gdzie już urzędnik czekał, który miał pozostać, aby mu zamek był zdany.
Nikosz uśmiechnął się, spojrzawszy na tego przystawa, którego mu dawano — nie opierał się.
Wojewodę do wrót odprowadziwszy, z pychą wielką do swéj izby powrócił.
Hebdzie pilno było, więc ledwie do Surdęgi zajechawszy z dobrą nowiną, nie patrząc nocy, która nadchodziła, natychmiast daléj pociągnął.
Radość była wielka, jakby wszystkim z serca kamień spadł — króla pod niebiosa wynoszono. Teraz dopiero swobody zażyć mieli, wrota otworzyć, zbyć się nieustannéj trwogi. Florjan z ojcem naprzód już układali, jak ziemię, któréj obszar był znaczny, osadzać będą, gdzie młyn pobudują, jak w lasach z barciami się rozgospodarują, bo pszczół był dostatek, a z nich ziemianinowi najwięcéj grosza płynęło.
Domna, uśmiechając się mówiła.
— Barcie dobre, ale sen spokojny, jeszcze lepszy.
Stary Dalibór niemal po całych dniach, na wyżkach stał wypatrując, kiedy się ten Nikosz w drogę wybierać zacznie. Przez trzy dni nic widać nie było, czwartego otwarły się wrota, wozy poczęły wyciągać, potem stado pędzili,