daléj ludzie szli i jechali — całym obozem — kobiety i dzieci.
Droga najprostsza byłaby im musiała iść koło Surdęgi, ale umyślnie sobie dalszą i gorszą wybrali, aby się im nie przypatrywano i nie urągano.
Do wieczora ciągle się jeszcze coś z Wilczéj Góry wlokło — aż nareście i psa nie zostało. Urzędnik dał znać, żeby przybywano, bo nikogo nie było.
Włodarz posłany, bo ojcu i synowi nie było pilno, zastał pustkę, jak po Tatarach — i urzędnika, który już się w drogę wybierał, podarku nie czekając, bo mu pobyt u Nikosza dokuczył.
Florjan nie spieszył do nowéj posiadłości, ludzi tylko wysłał, aby gródek osadzili i opatrzyli wszystkie kąty. Dalibór chciał się sam wybrać, lecz syn go po rękach całując, zatrzymał.
— Djabeł tam mieszkał długo — rzekł. — Poślemy naprzód po księdza, niechaj wszystkie kąty poświęci i oczyści słowem Bożém.
Natychmiast więc włodarz z wozem po wikarego pojechał, i nazajutrz owo gniazdo plugawe pokropiono wodą święconą, aby je dla Szarych przystępném uczynić... Mogli więc już jechać bezpiecznie, lecz Florjan się i teraz nie kwapił. Odłożyli do jutra.
Szli tedy spocząć i Dalibór w swojéj izbie właśnie miał się do snu położyć, bo zawsze naj-
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Jelita t.II.djvu/192
Ta strona została uwierzytelniona.