Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Jelita t.II.djvu/196

Ta strona została uwierzytelniona.

zmieniło się na Jelita... aby dzieci i wnuki pamiętały, czém swój szczyt opłacił nowy.
Setny może raz Szary powtarzać musiał, jak to król długo potajemnie za Krzyżakami chodzić musiał, wyczekując chwili, gdy się pomścić będzie mógł za kraju zniszczenie; jak wojewodę Wincza, poczciwa żona odwiodła od zdrady, z królem pojednała, skłoniła go, aby Krzyżaków porzucił.
— Swięta[1] to niewiasta — mówił Florjan — nie żałowała trudu, nie zważała na niebezpieczeństwa, i męża ocaliła od sromu, a król z jego pomocą pokonał Krzyżaków...
— Prawda to — odparł Leliwa — że juści po troszę to złe, które uczynił, naprawił. Król mu przebaczył, zatarło się niby — a no szlachta wielkopolska nie zapomniała mu, że z Krzyżakami majętności jéj najeżdżał.
Po tém com słyszał, w skórze jego do dziś dnia bym nie chciał być.
— Mój bracie — odezwał się Florjan — ziemianie nasi, prawda, na razie krwi są bardzo gorącéj, i gdy ona w nich zakipi, rąbać i zabijać gotowi, ale téż nikt tak prędko nie ostyga, jak my.

Wojewoda do domu powrócił, ludzie z lasów też i na nowo poklecili chaty; straty się po troszę zapomniały — dadzą mu pokój. Ma to za sobą

  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; powinno być – Święta.