— Prowadzili nas magnaci nie jeden raz za sobą posłusznych, niechże choć ten raz idą za nami.
Wszyscy goście do najwyższego stopnia ożywieni aplaudowali. Namiestnik tak był rozgrzany, że jeszcze sobie nalał kieliszek dla ochłodzenia się i wychylił go.
— No — ale kogóż wybierzemy? — pytał Garwowski — bo w tem jądro rzeczy.
Piotrowski popatrzył na niego.
— Cześniku kochany, rzekł — mnie się widzi że kto królem będzie, to prawie obojętna. Co król u nas może? Starostwa rozdawać i tytuły — więcéj nic. — Magnaci go obsiądą, oblegną i będzie musiał skakać, jak mu zagrają.
No — ale nie przeczę, że dla zagranicy król coś znaczy, reprezentuje rzeczpospolitą, trzeba więc aby miał choć postawę po temu.
— Si fabula vera, rzekł Garwowski, bo i wizerunki kłamią, Kondeusz wygląda rycersko, lotaryngsk ładny mężczyzna.
— Kondeusz to Francja — rzekł Piotrowski, — a ona nam już dokuczyła... Lotaryngski rakuskiego domu pokrewny, to praeter propter rakuszanin... a i to nie bardzo nam miły ród.
— Czyha na nas, jak na Węgrów i Czechów — dodał jasnowłosy...
— No — a Piast? — wtrącił namiestnik czarny.
— Piast! Piast! — rozśmiał się Piotrowski docierając czuprynę, żeby to można znaleźć takiego Piasta, z którego by lędźwi wyszedł dla nas chrobry... ba! ba! — ba!
Goście znowu chórem się śmiali.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król Piast tom I.djvu/021
Ta strona została uwierzytelniona.