Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król Piast tom I.djvu/025

Ta strona została uwierzytelniona.

potrzeba... My krwawicą naszą i krwią naszą broniemy rzeczypospolitéj, na nas ciężary spadają, a oni biorą żupy i na żupy asygnacje, panis bene merentium, starostwa, dzierżawy, tenuty, jurgielty... nas już mało nie w niewolników obrócili — czas się otrząsnąć... czas!
Chórem powtórzono: — Czas!!...
Wszystkie twarze były mocno zarumienione. Piotrowski milczał.
Zbliżała się pora obiadowa i czarnowłosy powtórzył libację kalmusówką. Cześnik dumał, gospodarz wesół, podżartowywał sobie z tych magnatów, przeciwko którym spiskował.
— Gdyby się nam udało zrobić im niespodziankę — powtarzał.
— Jak Bóg Bogiem zrobimy ją — wołał Cześnik. — Prymas jest chytry, przebiegły ale tchórz, gdy zadźwięczą szable szlacheckie na wszystko przystanie.
Trudniej będzie z Hetmanem.
— Hę! podniósł głowę namiestnik — z Hetmanem byłoby trudno, bo żołnierz i wódz doskonały, ale jako statysta chodzi w spódnicy. Tu jego jejmość prowadzi... a ta druga Marja Ludwika, tylko jéj powagi niema... Nie obejrzy się jéjmość, jak jéj kandydat padnie...
— Kobiece rządy, mosanie — rzekł Piotrowski — choć się wam niedołężne wydają — głęboko sięgają i długo się czuć dają. Do dziś dnia nam panuje zmarła Marja Ludwika, wszystko co widzimy jéj dziełem. Z jéj ręki mamy Kondeusza, z jéj wychowania panią hetmanową i Radziwiłłową, jéj modą młodzież się ubiera, jéj językiem wszyscy mówią i piszą. Daj Boże aby oby-