hr. Chavagnac ośmielił się małym datkiem pozyskać sobie księcia Michała.
Książe bardzo dobrze wiedział, że się tego mógł spodziewać, nie mniéj jednak mocno się zmięszał. Cbavagnac widząc to usiłował go przekonać, że obyczaj był tak przyjęty, tak jawny — tak nikomu krzywdy nie czyniący, iż odmowa znaczyłaby chyba wypowiedzenie wojny. Zręczny francuz zmusił niemal do przyjęcia ofiary.
Powróciwszy z nią tego dnia do domu, książe Michał nie miał odwagi przyznać się matce, ale naprzód poskarżył przed Helą, któréj rumieniec nagły mógł zaświadczyć jak przykro jéj było się o tem dowiedzieć.
Załamała białe rączki, oczy jéj po chwili zaszły łzami.
— A! zawołała — i ty wziąłeś?!
— Musiałem — odparł kwaśno książe Michał — inaczéj bym sobie nieprzyjaciela w nim zrobił. — Powiedział mi wręcz, że gdy Hetmanowie, Marszałkowie, Prymas ofiary przyjmują, które żadną tajemnicą nie są — ja nie mogę odtrącić... datku, który niemal stał się obowiązkowym.
Hela milczała.
— Księżnie — rzekła cicho — chyba lepiéj o tem nie wspominać — gdy Sobieski, Lubomirscy, Potoccy przyjmują może to wcale im nie uwłaczać — choć dla mnie wydaje się dziwnem — są bogaci, ale my... ale my... ale ty...
Spuściła niekończąc oczy...
— Jest to rodzaj zobowiązania się i zaprzedania — dodała — cóż gdy potem sumienie nie dozwoli popierać kandydata?
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król Piast tom I.djvu/038
Ta strona została uwierzytelniona.