Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król Piast tom I.djvu/050

Ta strona została uwierzytelniona.

coś — niezwykłego i Prażmowski się poruszył niespokojnie.
Quid novi! — powtórzył.
Gorzeński pogładził łysinę, poruszył głową i trochę wahając się rozpoczął.
W istocie nowego coś przynoszę — rzekł — chociaż może to być niedorzeczną bajką, która sprawdzenia potrzebuje...
Wszystkich oczy ciekawie zwróciły się na mówiącego.
— Szlachta w Kaliskiem, w Sandomierskiem i w Krakowskiem — ciągnął daléj Gorzeński — burzy się trochę...
— Oh! — przerwał Prymas — będzie miała czas się wyburzyć...
Cedro głową zawahał...
— Tymczasem, przeciwko Kondeuszowi się sposobią — mówił — jedynie dla tego, iż senatorowie i primates Regni są za nim... Ruch ten się wzmaga...
Zmarszczył się Prymas.
— A kogóż oni chcą? — zapytał gniewnie prawie... Lotaryngskiego może!
— Wcale nie — odparł szlachcic — oni sami niewiedzą kogo postawić... potroszę im Piast księdza Olszowskiego głowy zawrócił.
Absurdum — zamruczał Prymas — nie widzę w tem najmniejszego niebezpieczeństwa, bo na Piasta żadnego, nigdy się nie zgodzę. Cóż nam to szkodzi, że się zabawią urojeniem. Jaki Piast? który? gdzie? coraz żywiéj unosząc się mówił Prymas.
Olszowski ten to prawdziwy turbator chori. Posądzam go, że tylko aby nam troski przymnożyć na