Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król Piast tom I.djvu/059

Ta strona została uwierzytelniona.

u któréj, jeżeli była w domu, nigdy nie przebierało się gości płci obojga. Tu się zbiegły, ztąd rozchodziły nowiny i hasła...
Lecz niczem to było jeszcze obok kancelarji i pokojów Sobieskiego, w których tłok był nieustający. Co chwila przybywali posłańcy, co chwila też wyprawiano ich. Około kilku dziesiątek pisarzy ledwie mógł starczyć pisania listów i przepisywania wiadomości. Starszyzna z trudnością utrzymywała porządek. Cisnęli się wojskowi, pchali cywilni, nabijali żydzi...
Straż jednych wpuszczała milcząc, drugich odpychała niemiłosiernie...
Sam hetman pomiędzy gości a kancellarją dzielić się musiał...
Ale to była natura dziwna, nigdy prawie nie czująca się silną ani zdrową, skarżąca codzień, a mogąca podołać i bezsennościom i natężonéj pracy i nieustannym drażnieniom. Rzadki dzień Sobieski bez jakiejś porady doktora lub pół-doktora się obchodził... — a mimo to z młodzieńczym zapałem po całych dniach hasał na łowach, noclegował po lasach i odbywał podróże pośpieszne bez odpoczynku... Często nawet zmusili go starzy przyjaciele wieczorem się więcéj napić niż było potrzeba, za co nazajutrz pokutował.
I tego dnia powrót hetmana powitała gromada oczekujących nań ludzi z dóbr jego, od wojska, z różnych stron kraju przybyłych, tak że mu się przebrać nie dano, a już drzwi się uchylały ciągle i posły od pani hetmanowéj ku niéj go wzywały co prędzéj.
Przed najpilniejszemi sprawami, powitanie Marysieńki było pierwszem.
Czekała go nie sama ale w świetnem pań i mło-