się ciężkie wyrwało westchnienie. Marja Kaźmiera z niecierpliwością skróciła swe czułe dobranoc i głosem nakazującym zwróciwszy się do sługi, — pośpieszyła ku usłanemu pod pawilonem łożu... Sobieski rzucił na nie okiem utęsknionem — i powolnym krokiem wyszedł wygnany z raju!
Żywy ten ruch, jaki w przededniu elekcji panował w Krakowie, niedochodził prawie do spokojnego dworku przy Miodowéj ulicy. Odgłosy jego tylko przynosił z sobą książę Michał, który tak mało się zajmował w ogóle sprawami publicznemi, iż o nich nawet matce nie umiał przynieść dokładnych wiadomości. Nieco apatyczny — przyciśnięty swem ubóztwem i położeniem, które mu żadnego nie dawało znaczenia, wprawdzie codziennie bywał u Lubomirskich, u Branickiego, u księcia Dymitra, lecz nigdzie żywego nie brał udziału w tem co tak mocno innych roznamiętniało.
Przywiązany do matki gniewał się tylko na wszystkich, którzy jéj spokój zakłócali — a naówczas wybuchał aż nadto gwałtownie, ale zresztą było mu obojętnem i kto królem zostanie i jak się potem złożą owe wielkie zastępy, które z sobą o władzę rzeczywistą walczyć miały...
Za każdym powrotem do domu, szedł matkę zabawiać opowiadaniem o tem co słyszał i widział wśród tego świata, od którego się ona usuwała — ale chciała wiedzieć co się w nim działo.