Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król Piast tom I.djvu/070

Ta strona została uwierzytelniona.

Tak po bytności u pani hetmanowéj musiał też wieczorem powtórzyć ks. Gryzeldzie urywki rozmów, jakie uszu jego doszły. — Sobiescy nie należeli do ulubieńców staruszki, któréj hetman naraził się procesami, wymaganiami summ, jakie miał na dobrach Jeremiego, a naostatek i swą jawną nieprzyjaznością a zatargiem z ks. Dymitrem.
Nie lubiła szczególniéj francuzki, któréj wszystkie wady i rysy charakteru znała i odgadywała doskonale. Wielkie znaczenie i wpływ, jaki uzyskali Sobiescy w ostatnich czasach, niepokoiły ją i raziły...
Po każdem syna opowiadaniu, nie spowiadając się z tego co czuła, księżna Gryzelda coraz była smutniejszą. — Ani Lubomirscy, ani Wiśniowieccy nic się od Sobieskich dobrego dla siebie spodziewać nic mogli.
Nazajutrz, gdy już ks. Michał wyszedł był z domu, a księżna matka sama siedziała z Helą swoją, prowadząc bardzo długiemi przestankami milczenia przerywaną rozmowę, dały się słyszeć powolne kroki od przed pokoju, — Zebrzydowska powstała z siedzenia swego, staruszka podniosła głowę, i w progu ukazał się mężczyzna już lat podżyłych, ale krzepki i rześki, w sukni duchownych świeckich, z płaszczykiem czarnym na ramionach... i głębokim ukłonem pozdrowił księżnę, witając razem zwyczajowem.
— Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus.
Księżna z rozjaśnioną twarzą wstała podchodząc ku niemu, a Hela pocałowawszy w rękę, poprowadziła ku krzesłu, które stało naprzeciw stoliczka i siedzenia zwykłego gospodyni. Twarz księdza, nie odznaczała się wielką rysów dystynkcją, była wyrazistą, grubo wyciosaną, ale zarazem w prostocie swéj kształt-