Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król Piast tom I.djvu/083

Ta strona została uwierzytelniona.

i nie piękne, młodsze i starsze panie, przypatrując się przejeżdżającym, krytykując powozy, konie, ubiory, służbę, zatrzymując znajomych, powiewając chustkami i bawiąc się ruchem ożywionego gościńca doskonale.
Kanclerzyna ledwie mogła pomieścić gości, tak się jéj tu napraszano, panie siadywały po całych dniach, mężczyźni przybywali, siedzieli, odjeżdżali, wracali.
A że sprawa Kondeusza, którego niewidzialna chorągiew powiewała nad tą galerją, stała w przekonaniu wszystkich doskonale, — wesołość i najlepszy humor panowały tu ciągle, galerja rozlegała się śmiechami, piękne panie trzpiotały. Niepominął nikt kanclerzynéj, aby nie stanął lub przynajmniéj nie zwolnił kroku i parę słów nie zamienił z kobietami.
Kanclerzyna, hetmanowa, piękna młodziuchna księżna Radziwiłłowa, Dönhoffowa i inne, miały na usługach mnóstwo kawalerów, krewnych, dworzan... Ci pomiędzy Wolą, Warszawą, a w pośrodku stojącym dworem tym utrzymywali nieustający związek. Zbiegały się tu nowiny najświeższe, plotki i wiadomości z obu stron.
Nikt do okopów nie mógł się dostać nie przejechawszy pod oczyma ciekawych pań, które na dane hasło zbiegały się do okien, cisnęły, pozdrawiały znajomych, i rozpierzchały około stołów przez cały dzień przekąskami, konfiturami, ciastami i winem zastawionych. Jadący konno podjeżdżali pod samą ścianę, aby podaną im białą rączkę uścisnąć i odebrać z koralowych ust rozkazy; z kolebek niektórzy wysiadali, inni jak Prymas wychylali się, błogosławili.
Gawiedzi też ciekawéj zawsze nieco opodal stały