Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król Piast tom I.djvu/086

Ta strona została uwierzytelniona.

— Mój Grąbczewski — odezwała się do niego — jutro rano przyjdź z tym przyjacielem, Michał będzie w domu, i starego sługę ojca pewnie przyjmie wdzięcznie. Za przywiązanie do domu naszego — Bóg zapłać!
Szlachcic nie przedłużając już rozmowy, nizko się pokłoniwszy, wyszedł natychmiast.
Dziwne trochę żądanie Grąbczewskiego, przez cały dzień w wesołem usposobieniu utrzymywało staruszkę, — pochwaliła się tem Heli naprzód, potem ks. kustoszowi, który przyszedł na chwilę, naostatek powracającemu ks. Michałowi, który wiadomość tę przyjął dosyć obojętnie. Dać się tak na widowisko nie było mu miłem. Nie był wcale usposobionym do przypochlebiania się i pozyskiwania sobie serc panów szlachty. — Wychowaniec innego świata, dziecię innéj cywilizacji — mało rozumiał tę tradycyjną, starą, domową, która nie mając powierzchownéj ogłady zachodniéj, — w pewnych względach stała z nią na równi.
Śmiałem się może wyda to twierdzenie, lecz nie mniéj pewna, że moralne i religijne pojęcia w lepszéj części szlachty, rozwinięte były wielce, a tam gdzie ani fanatyzm ni przesąd nie skalał ich — na łacinie saméj wyrobieni ludzie, mogli na francuszczyźnie wypolerowanym sprostać.
Skrzywił się nieco ks. Michał, gdy mu matka prośbę Grąbczewskiego przełożyła, dodając, że mu posłuchanie zapewniła. Matce niczego w świecie odmówić nie mógł... ale gdy sam na sam pozostał z Helą zamruczał.
— Niepodobam się im, to pewna — chociaż starać się będę, abym pamięci ojca nie uczynił krzywdy... ale co za pocieszna myśl chcieć mnie oglądać?..