Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król Piast tom I.djvu/091

Ta strona została uwierzytelniona.

— Zatem waszego kandydata, zdrowie.
I wypił, a Grąbczewski z Piotrowskim żywo i głośno okrzyknąwszy — Vivat! poszli w jego ślady.
Wkrótce też potem, pod pozorem zajęcia Wiśniowiecki wstał, a szlachta się z nim pożegnała.
Wprost od niéj przeszedł książe do matki, aby jéj zdać sprawę z przyjęcia gości, choć staruszka siedząca w sąsiednim pokoju, część rozmowy słyszeć mogła.
— Mameczko droga — rzekł wesoło w rękę ją całując, rad że się pozbył szlachty, — nasz Grąbczewski przyprowadził mi osobliwego Sandomierzanina... Utrzymuje on, że na złość Prymasowi i Sobieskiemu Kondeusza nie wybiorą...
I śmiać się począł — nie mogąc powstrzymać...
— Szlachta myśli o Piaście! — dodał ramionami zżymając — górą pan Polanowski!!


V.

Kilka tygodni upłynęło na wstępnych rozprawach około królewskiéj elekcji, sam wybór się przeciągał bardzo, a panowie szlachta szemrali. W istocie przyczyn zwłoki trudno się było dobadać.
Na Woli, około okopów, obozowiska województw przedstawiały obraz tak ciekawy i ożywiony, iż tłumem, które się tu ściągały, aby mu się przypatrywać choć zdala, wcalc się dziwować nie było można.
Mało kto, zamożniejszy mógł się w mieście wygodniéj rozłożyć, uboższa szlachta, a téj liczba była przemagająca, w najściślejszem znaczeniu tego wyrazu obozowała. Tylko był to obóz sui generis, bez taborów