Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król Piast tom I.djvu/100

Ta strona została uwierzytelniona.

Tak stały rzeczy, gdy jednego poranka, hrabia Chavagnac, poseł niefortunny księcia Lotaryngii, kończył się ubierać i oblewał perfumami, mając wyjechać do Kanclerzyny, a w tem służący mu oznajmił, że jakiś szlachcic życzył sobie z nim mówić.
Rola, jaką tu hr. Chavagnac odegrywał, była bardzo smutną. Godzien lepszego losu, lepszéj sprawy, przebiegły, zręczny, umiejący sobie drogę utorować wszędzie murów nie rozbijając, dworujący chętnie pięknym paniom bez różnicy do jakiego obozu ich mężowie należeli i tym sposobem dowiadujący się mnóstwa tajemnic — od niejakiego czasu udawał zrozpaczonego i zwątpiałego.
Mówił otwarcie, że się już niczego nie spodziewał dla swego kandydata, ale mu honor kazał dotrwać do końca.
Potajemnie protegowany przez Austrję, Chavagnac przekonywa się, jak ta opieka w Polsce małego była znaczenia bez pieniędzy. Temi musiał bardzo oszczędnie szafować, bo zapasy się wyczerpywały.
Nieumiejętność krajowego języka zastępował Chavagnac jaką taką łaciną, a w najgorszych razach tłómaczem się posługiwał.
Oznajmienie o szlachcicu nieznajomym, który z nim mówić życzył sobie — nie było mu w téj chwili pożądanem, bo mu żaden taki szlachcic nie mógł się przydać. Skrzywił się i byłby go odprawił z niczem, gdyby nie myśl, że wszystkiego próbować i w zdesperowanych razach wszelkich środków się chwytać należało.
Przyglądał się jeszcze w zwierciadle najwytworniejszemu swemu ubraniu, które mu było do twarzy