Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król Piast tom I.djvu/101

Ta strona została uwierzytelniona.

i poprawił peruki, w lokach spadającéj z obu stron świeżéj i ładnéj twarzy, pełnéj życia i dowcipu, gdy w tem samem zwierciadle pokazał mu się wchodzący gość tak ubogo, biednie, nieobiecująco wyglądający, iż Chavagnac pożałował, że go kazał wpuścić.
Obok niego miał nawet postać żebraka. Żupanik wybladły na piersiach, na tem kontusz sukienny dobrze przenoszony, pas zwiędły i wymęczony, na nogach buty niegdyś czerwone, ale dziś barwy niedającéj się oznaczyć. Szabelka w oprawie prostéj... czapka w ręku z barankiem, którego tylko resztki pozostały — oto był strój, w jakim Piotrowski się stawił do eleganckiego, posła księcia Lotaryngii.
Piotrowskiemu na posmarowanie biedaków, których używał do rozbudzania szlachty na ospałych województwach potrzeba było koniecznie pieniędzy. Zbierać ich po szlachcie nie mógł, straciłby mir u niéj przez to... od nikogo też brać nie chciał. Myśl mu przyszła śmiała do posła Lotaryngskiego zastukać, który miał w tem największy interes, aby szkodzić Kondeuszowi. Dictum, factum i oto stał przed hr. Chavagnac’em.
Hrabia przyjął go ukłonem zimnym nader, ale grzecznym. Nadto był dobrze wychowanym, by komukolwiek chciał uchybić, a robić sobie nieprzyjaciół nie była też pora.
— Mówisz pan po łacinie? — spytał go Piotrowski.
Chavagnac skłonił głową.
— Z biedy się rozmówimy — odparł.
Oko dyplomaty po odezwaniu się, poczęło badać