Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król Piast tom I.djvu/124

Ta strona została uwierzytelniona.

dokończył palcem wskazując na arkusz papieru leżący na stole.
— Ekskluzja Kondeusza.
Struchleni Senatorowie milczeli, Prymas drżał i dygotał jak w febrze, chwytał rękami suknię ku sobie, oczyma rzucał błagając litości — a nie miłosierne — precz z Kondeuszem, wrzało nad nim.
Prażmowski chciał zwlec rachując na to że późniéj usposobienie to się zmienić może, iż się burza zażegna, spoglądał więc na swych pomocników i filary Kondeuszowego stronnictwa na kanclerza Paca, Sobieskiego, Morsztyna, ale żaden z nich nie dawał znaku najmniejszego — nadziei.
Pac dumnie spoglądał zagryzłszy wargi na dach szopy i belki, Sobieski stał wąsa kręcąc z czołem pofałdowanem, Morsztyn zdawał się sam z siebie i ze wszystkich urągać. Niebyło środka — uledz musiano.
Szlachcic sięgnął po papier i podsunął przypadkiem siedzącemu blizko Biskupowi chełmińskiemu Olszowskiemu.
— Proszą pisać ekskluzję Kondeusza, krzyknął zuchwale, a nie to my ją szablami pisać będziemy i nie atramentem... ale krwią.
Olszowski natychmiast wziął się do pióra — tem swobodniéj że do Kondeuszowych nie należał. Szlachcic za nim stojąc oczyma po papierze chodził za piórem, każde słowo śledząc — aż do końca. Niedając nawet zaschnąć inkaustowi porwał arkusz i poniósł go, rzucając przed Prymasa.
— Podpisujcie! zawołał nakazująco.
Prażmowski się nie namyślał już, szło mu teraz tylko o wyrwanie się ze szpon szlachty, środków