ło. Reszta zwyciężonych Kondeuszowych, już barwę Lotaryngskiego wdziała jawnie...
W umysłach wszystkich... niepewność, oczekiwanie — ciekawość... rodziły niepokój nadzwyczajny.
Każdy okrzyk głośniejszy zdawał się coś przynosić... Każdy drżeniem się odbijał pod szopą.
Ks. Michał od rana był na okopach, i stanął przy Sandomierskiéj chorągwi, zmęczony, znudzony, o jedno Boga prosząc, aby raz się to skończyło. Spełniał swoj obowiązek z apatją, odrętwiony, obojętny, lecz grożąc ostatkiem cierpliwości.
Cały niemal dzień upłynął na niczem; brakło biskupów, Prymas się opóźnił... a przybywszy i usiadłszy w miejscu swem — mścił się milczeniem.
Szlachta się zżymała. Koryfeusze ostatniéj walki poczęli się wyrywać z głosami.
— Jeżeli Imć. ksiądz arcybiskup nie zagaja... prosiemy księdza biskupa Krakowskiego, aby przewodniczył. Czas do obrad przystąpić.
Głuchy szmer wtórował, a Prażmowski jakby się ocknął, cichym głosem zaprotestował, iż do ostatniego tchnienia ojczyźnie służyć gotów.
Tymczasem z senatorów, którzy stali usta mając jak zamalowane, nikt się z niczem odezwać nie śmiał. Oglądano się, potrącano, a obawa wzniecenia burzy była widoczna.
Pod szopą więc — szemrano tylko, więcéj pozornie niz rzeczywiście radząc — czekano skazówki od województw...
Tu jakoś dnia tego — umiarkowanie brało górę, ale głosy się słyszeć dawały. Kilka województw oświadczało się za Lotaryngskim.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król Piast tom I.djvu/139
Ta strona została uwierzytelniona.