je nadzieje — Michał królem, na niedostępnéj dla niéj wysokości... ona osamotniona... sierotą na wieki!!
Nieuśmiechało się jéj królestwo dla niego, znała go nadto dobrze, że do tronu stworzonym nie był, że na nim być musiał ofiarą...
Wśród ciężkiego oczekiwania upłynęło wiele czasu; rozkołysały się dzwony wszystkich kościołów, dochodził huk dział do dworku, a oznaki te radości księżną Gryzeldę coraz większą jakąś napełniały trwogą... Wieczór nadchodził.
W ulicy zaszumiało nareszcie, słyszeć się dał turkot powozów, — u wrót zatrzymał się orszak liczny, towarzyszący nowemu panu, który biegł poruszony do matki.
Chciała wstać naprzeciw niego, ale sił jéj zabrakło...
Wiśniowiecki, któremu towarzyszyli Lubomirski i ks. Olszowski wbiegł do pokoju i przed matką padł na kolana, zachodząc się od płaczu...
— Błogosław!! — mówił cicho, ściskając jéj nogi — matuniu. — Błogosław dziecko twoje...
Widok był poruszający tego ukorzonego majestatu przed świętością macierzyńskiéj powagi.. Nikt z przytomnych od łez powstrzymać się nie mógł... a każdemu w duszy przyszła myśl — że panowanie to dziwnie od łez się zaczynało...
Biskup Chełmiński i Starosta Spiski zabawiwszy chwilę, uznali właściwem pozostawić matkę i syna sam na sam z sobą. Lubomirski tylko zapowiedział, że późniéj przybędzie po szwagra, aby go na zamek odprowadzić, gdzie noc już przepędzić musiał, bo nazajutrz od rana tysiące spraw było do omówienia i załatwienia.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król Piast tom I.djvu/154
Ta strona została uwierzytelniona.