nowi przyjaciół i obrońców... Tak niewielką garstkę ich naliczyć mogła!
Wieczór wśród téj urywanéj opowiadaniami rozmowy uchodził szybko. Dopiero teraz przypomniano sobie, że Michał przez cały dzień nic prawie nie miał w ustach...
Hela pobiegła aby mu przygotować posiłek jakiś na prędce...
Z nią potem wyszedł do jadalni sam, gdyż księżna matka, chciała się pomodlić...
Michał jak pijany, trzymając za rękę Helę powlókł się do stołu, dopiero trochę wina pokrzepiło go. Siedli jak niegdyś dawniéj, naprzeciw siebie. Zebrzydowskiéj na myśl przyszło, iż po raz pewnie ostatni tak poufale po staremu zbliżyć się mogli, zaczęła płakać znowu i głowę ukrywszy w rękach szlochała.
— Helo — na miłość Bożą — począł król — nie odejmuj mi odwagi.
— Dla mnie — z za łez wołała Zebrzydowska — wszystko skończone, życie moje to szczęśliwe.. z dzisiejszym dniem się zamyka. Co ja pocznę!
— Siostro ty moja najdroższa — przerwał Michał — nie odbieraj mnie siły, bo ja jéj teraz potrzebuję najwięcéj. Nic się nie zmieni — nic nie może zmienić w sercu mojem dla ciebie. Będziesz czem byłaś, moją najdroższą Helą.. z matką, istotą którą na téj ziemi najczuléj kocham i miłować nie przestanę...
Hela nie mogła łez utulić.
— Przebacz — rzekła w końcu — łzy to są samolubne — ostatnie! Nie mogłam ich wstrzymać. Myślę i wyobrażam sobie samotność i sieroctwo nasze. Oni cię porwą, chwycą, nie dadzą tchnąć — nie będziesz
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król Piast tom I.djvu/157
Ta strona została uwierzytelniona.