łam ciągłemu królowaniu — ja co tak spokój i ciszę kochałem...
— Ks. Fantoni zapowiedział już — przerwała Zebrzydowska — że jutro i księżna się ze dworku na kustodją wynosić musi. Będą i ją odwiedzali ci co się do króla dobijać zechcą, nie przystało jéj tu pozostać, a na zamek nie zechce...
Michał już nie słuchał, rękami szukał białych rączek siostry i chwytał je namiętnie, szepcząc imie Heli... Ona też zapominała się — patrzała mu w oczy... i płakała..
— Rozdzielić się musiemy! — szeptała. — Ty znajdziesz tysiące co ci zastąpią siostrę — i powiernicę, ja nikogo już w życiu mieć nie będę.
— Nic nas nie rozdzieli! — przerwał gwałtownie Michał. — Sama mówiłaś, — królem jestem. Mogą mi narzucić obowiązki, ale sercem mojem przecież ja jeden rozporządzam... Tego ty pewną być możesz... a ja bez ciebie życia nie pojmuję.
Bóg wie jak długo by się była ciągnęła ta zapłakana rozmowa, gdyby ks. Gryzelda nie zaczęła się upominać o syna. Michał wstał, pochwycił Helę, objął ją, przycisnął do piersi i na czole złożył pocałunek gorący.
— Pamiętaj — rzekł — bądź co bądź, jam twój, wierny... jam twój.
Pomięszani wrócili do staruszki, która może przeczuwając to pożegnanie zbyt serdeczne, właśnie dla tego przywoływała syna niespokojna.
W téj saméj prawie chwili — Lubomirski wracał po króla..
Ale matka puścić nie chciała...
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król Piast tom I.djvu/159
Ta strona została uwierzytelniona.