Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król Piast tom I.djvu/178

Ta strona została uwierzytelniona.

chał dobrodusznie przyjmował te posługi, nie bacząc kim się otoczy. — W tem zbiorowisku ludzi różnych, więcéj może niechętnie usposobionych niż życzliwych, starzy lekceważyli sobie to książątko ubogie, które się im wydawało bardzo pośledniem, po dynastji Wazów...
A że gawiedź taka zwykle mierzy znaczenie człowieka jego dostatkiem, ów król ubogi, o którym wiedziano, że kilka dni temu ledwie miał koni dziesiątek na stajni — wydawał się jéj niezbyt poszanowania godnym. Obchodzono się też z nim nie okazując mu zbytniéj uległości i stara służba rządziła się samowolnie...
Michał za wiele miał na barkach, aby mógł podołać wszystkiemu.
W nim samym dokonywał się ciężki ten proces przetwarzania się człowieka, który wczoraj własnéj woli nie miał, a dziś rozkazywać musiał i kierować.
Wszystko dla niego nowem było.
Wyrobić w sobie nagle siłę woli, jasne pojęcie położenia, zrozumienie stosunków, jakie go łączyć miały z tym światem, wczoraj obcym dla niego — dla każdego było by trudnem, a dla leniwego i nieśmiałego umysłu Michała — zadaniem się stało niemal nad siły. Potrzebował rady podpory, przyjaciela, któremu by mógł zaufać...
Instynkt mu wskazywał, że ci co dopiero teraz zbliżyli się i podali mu ręce, więcéj we własnych widokach to czynili, niż dla niego...
Serca — nie było nigdzie... musiał po nie myślą uchodzić do starego dworku na Miodową, do matki i do Heli...
Na zamku jeszcze się nie uspokoiło i nie poskła-