Częstochowa, któréj wizerunek cudowny tysiące pielgrzymów ściągał od wieków, — w tych latach była jeszcze nowym, świeżym okryta blaskiem wspomnień obrony od Szwedów.
Wszystko tu jeszcze przypominało te chwile walki nierównéj, gdzie po jednéj stronie stała ziemska pięści potęga, szwedzki żołnierz liczny, zbrojny, wprawny, uzuchwalony zwycięztwami — z drugiéj garstka mnichów, gromadka ludzi pościąganych losem pod chorągiew Matki Bozkiéj. Zwyciężcy wszędzie Szwedzi, wysiliwszy się na zdobywanie małéj twierdzy, siłą niewidzialną bronionéj, w końcu z niczém odejść musieli.
Rozgłos téj obrony, imie Kordeckiego, nadawały miejscu temu nowy blask, aureolę szeroko roztaczającą się nad błogosławioną świątynią na niewzruszonéj opoce. Świeże jeszcze pamiątki tych dni heroicznéj walki, — cierpień, niedostatku, trwogi naprzemian i nadziei spotkać można było wszędzie. Tam tylko, gdzie tego wymagało bezpieczeństwo, pozalepiano wyłomy, pozapełniano szczerby, zakryto blizny chlubne; gdzieindziéj stérczały w murach kule bezsilne, widać było drogi i ślady pocisków, które się rozbiły o słabe ściany kościoła i klasztoru.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król Piast tom II.djvu/009
Ta strona została uwierzytelniona.
I.