Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król Piast tom II.djvu/028

Ta strona została uwierzytelniona.

— Próbowałem iść za radą waszą — przerwał król — sam wiesz żem kilka razy otwarcie i groźno wystąpił cóż to pomogło? podrażniło ich tylko.
— Bo wiedzieli dobrze iż to nie wyszło z ciebie, ale z nas, że trwać nie mogło. Bądź nieubłaganie surowym.
— Cóż to pomoże? uśmiechając się smutnie odparł król — Prymasa złożyć nie mogę, skarżyć się na niego do Rzymu, — nie pomoże nic. Hetmanowi władzy niemam odebrać prawa. Ufają w to — i póki ja i oni żyją — wojna trwać będzie.
Lubomirski zamilkł...
Zapukano do drzwi, wszedł dworzanin służbowy.
— Co przynosisz? spytał król.
— Cesarzowa stanęła na noclegu szczęśliwie i nasz posłaniec przybył oznajmić o tém. Zdaje się że do jutra też i śnieg tajać zacznie, bo się na odwilż zbiera, kolebki więc nasze pójdą łatwo, a gościniec już ludzie spędzeni z okolicy znacznie oczyścili.
Król dał tylko znak głową, dworzanin wyszedł. Stał długo w miejscu zadumany...
— Gdy mnie okrzyknięto — odezwał się do Lubomirskiego chmurno — mimowolnie mi się wyrwało z ust Transeat a me celix iste, dziś też same wyrazy powtarzam w duszy — ale kielich żywota mego pełen goryczy spełnić potrzeba do dna! Bądź wola Twoja!.


II.

Nazajutrz d. 27 Lutego, ironją losu wypogodziło się niebo, ociepliło powietrze, zaświeciło słońce, jak gdyby dniem tym przepowiadało długi szereg szczę-