Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król Piast tom II.djvu/043

Ta strona została uwierzytelniona.

Kiełpsz, — zdaje się straconem, tak dziś uderza i nas i każdego smutek jéj twarzy...
Toltini żywo bardzo zwrócił się do krajczego.
— A jakże się temu możecie dziwować, — przerwał... — To było dziecię ukochane, pieszczone, które nigdy, na chwilę nie opuszczało matki. Sama ta myśl że się z nią rozstać musi... napełnia ją boleścią. Sama jedna, zostanie w pośród obcych...
— My téż — pzekł Kiełpsz z podejrzanym uśmieszkiem dwuznacznym — nie dziwiemy się uczuciu bardzo naturalnemu, ale ubolewamy nad tém — i radzibyśmy tylko widzieć czem by ta tęsknota i smutek rozproszyć się dały.
Toltini obejrzał się z jakąś obawą dokoła.. i rzekł z wachaniem pewnem.
— Na to jedno jest lekarstwo — czas!!
I wnet zwracając rozmowę włoch począł badać Krajczego — o króla, o jego charakter, upodobania, usposobienie i t. p.
Krajczy rad był może tym pytaniom.
— Nie tylko ja — rzekł — ale wszyscy to panu zgodnie powiedzą o królu jedno, że nad niego lepszego człowieka i serca nieznaleść, ale w tem właśnie i największa przywara — bo zbyt jest łagodnym i dobrym.
Toltini podniósł brwi ruchem, który mu był właściwy i opuścił je. Cała skóra na czole poruszała mu się tak, że peruka z nią nawet to niżéj opadała, to się po nad czoło dzwigała...
— A! a! — rzekł — jak na króla rycerza, kraju w ciągłych wojnach, zmuszonego się bronić, gdzie wiele energii potrzeba — w istocie zbytnia dobroć może się stać szkodliwą, ale w domowem pożyciu.