szły do takich rozmiarów, że ich w żaden sposób zaspokoić nie mógł.
Ks. Rostowski wcale nie miał litości nad starcem, który w nim nie obudzał szacunku. Dla kanonika Prymas był szczeblem aby się podnieść w górę, narzędziem tylko, tak jak dla Prażmowskiego ulubieniec ten również wygodnym sługą.
Znali się bardzo dobrze... ks. Rostowskiemu na prawdę nic zarzucić nie było można, surowego obyczaju, nie miał w sobie pobożności gorącéj, ale obowiązki spełniał ze scisłością do przesady posuniętą. Jako kapłana szanowano go i obawiano się. Nie chętnie szli do niego ludzie do spowiedzi, gdy zasiadł u konfesjonału, z kazalnicy rzucał pioruny, ale też życie jego własne zgadzało się z tą zasad surowością.
W politycznych sprawach ks. Rostowski bystrością umysłu i pracowitością swą był nieocenionym, w nich też dawał Prażmowskiemu się prowadzić, na niego składając i odpowiedzialność za kierunek jaki im dawał.
Nagle nieprawdopodobna wieść się rozeszła że ks. Rostowski postradawszy łaski Prażmowskiego, do Gniezna na wygnanie skazany, miał Warszawę opuścić.
Ks. Olszowski, który ze wszystkiego korzystał, szukał też środka aby się zbliżyć do kanonika.
Spotkali się u ks. Jezuitów przypadkiem.
— Słyszałem — odezwał się biskup do Rostowskiego — że ks. kanonik opuszczasz Warszawę, a podobno i Łowicz...
Kanonik skłonił głowę.
— JM. ks. Prymas mnie wysyła...
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król Piast tom II.djvu/070
Ta strona została uwierzytelniona.