Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król Piast tom II.djvu/073

Ta strona została uwierzytelniona.

oszczędzić?? Ciężkie to było do rozwiązania pytanie — gdyż w zupełnéj nieświadomości utrzymać go, prawie nie było podobna.
Ks. Olszowski postanowił otwarcie się z królem rozmówić, bo ważniejszem było zapobieżenie zgorszeniu i niebezpieczeństwu niż o szczędzanie zmartwienia.
Dzień spędziwszy na rozmyślaniach nazajutrz biskup udał się zrana do króla, niosąc już na twarzy zapowiedź nowych trosk.
Znalazł króla, jak zazwyczaj samego, spartego na rękach, z cierpieniem na licu wyrytem — ale razem z tym rodzajem nieczułości, która już dawniéj Michałowi zwykłych wybuchów zniecierpliwienia nie dopuszczała.
Zwrócił się ku Podkanclerzemu i wskazał mu siedzenie naprzeciw siebie.
Ks. Olszowski złożył przyniesione do podpisu papiery i milczał długo. — Król nie odzywał się także, nie spytał nawet o nie — czekał.
Na ostatek biskup zebrał się na odwagę.
— Nie dobre przynoszą wiadomości — rzekł — ależ W. Królewska Mość nawykł do nich, a te krzyże, które Bóg zsyła, przyjmujesz jako dowód łaski Jego. Radbym zataić.
W tem Michał przerwał gwałtownie.
— Na Boga tylko nic nie taić! nie nie skrywajcie przedemną — wolę od razu wiedzieć co mnie czeka...
Oczy trwożliwe nieco zwrócił na biskupa.
— Sprawa to domowa, nie publiczna — rzekł biskup — ale nie mniéj bolesna. Unikałem zawsze i pytań i mięszania się w stosunki W. królewskiéj Mości z Najjaśniejszą Panią, ale dziś dotknąć ich musiemy.