Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król Piast tom II.djvu/081

Ta strona została uwierzytelniona.

Późno już było. Zdala donośne dały się słyszeć kroki, a że tu wszyscy około chorego zwykli byli chodzić na palcach, Prażmowski posłyszawszy chód ten, z trwogą nie wysłowioną dźwignął się na łożu
Cyrulik też biegł już do drzwi, które się otwarły nagle i — w progu ukazał się — król.
Prymas, jak gdyby widmo ujrzał — ze słabym okrzykiem oczy sobie zasłonił.
Michał podszedł aż do łoża i stanął. Była chwila milczenia i oczekiwania, którą tylko ciężkiego oddechu Prymasa odgłos przerywał.
— Potrzebowałem widzieć, waszą pasterską mość odezwał się król głosem dosyć podniesionym.
Zwrócił się do stojącego tuż, przelękłego balwierza i dał mu znak aby odszedł precz.
Gdy się drzwi za nim zamknęły. Michał przystąpił bliżéj jeszcze łoża.
— Niewiem którego z nas — odezwał się — pierwéj Bóg na sąd swój wezwie — między wami a mną, on sprawę roztrzygnie... W ciągu tych lat przebaczałem nie raz — wyciągałem rękę na próżno byliście i jesteście mi wrogiem. Nie przyszedłem was prosić za sobą — ja nic nie mam do stracenia... proszę was abyście majestatowi temu królewskiemu rzeczypospolitéj oszczędzili sromu i zgorszenia, a nie dawali go ludziom na pośmiewisko...
Wiem o waszych stosunkach z Cesarzem, któregoście uwikłali w sprawę rozwodu z ujmą czci domu rakuskiego, wiem o wszystkich knowaniach waszych... Ja i wy stojemy oba nad grobem. Rozwód mojéj żonie nie potrzebny, śmierć nas bez papieża rozwiedzie...