Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król Piast tom II.djvu/085

Ta strona została uwierzytelniona.

synowiec powieki zmarłego zamknął płacząc — i twarz oblekła się siną barwą, którą zastąpiła krwawą i przeszła wprędce w zielonawy kolor trupi...
W mieście uderzono w dzwony...
Król po powrocie na zamek nie rychło mógł usnąć, — sen potem ciężki ze znużenia, obiął go tak twardy, iż zwykła godzina, w któréj zawsze się z nałogu budził minęła...
Dzień był biały, gdy paź drzemiący u drzwi, posłyszał wołanie.
— Która godzina?
Zegar wskazywał ósmą. Kiełpsz czatujący na przebudzenie wchodził właśnie głos króla posłyszawszy.
— Dlaczegoście mnie nie zbudzili? — zapytał Michał.
— W. Królewska Mość byłeś nadto znużonym wczoraj — rzekł Kiełpsz — a nie było nic pilnego.
W tem odgłos wszystkich dzwonów rozkołysanych jęczących — uszy króla uderzył.
— Co to jest? — zapytał.
Zawahał się z odpowiedzią krajczy..
— Musiał ktoś umrzeć... — szepnął cicho.
— Ale biją po wszystkich kościołach, we wszystkie dzwony — niespokojnie dodał Michał i paziowi wskazał aby szedł się dowiedzieć. Chłopak nie potrzebował iść na zwiady.
— Ks. Prymas umarł — rzekł spokojnie...
Król zbladł nieco i spojrzał na Kiełpsza, który odpowiedział na wejrzenie, krótkiem...
— Jeszcze wczoraj się tego spodziewano...
Prawie w tym samym czasie włoch wchodził do pokoju królowéj, która roztargniona, u śniadania sie-