Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król Piast tom II.djvu/086

Ta strona została uwierzytelniona.

działa... Myślami była tak objętą, iż nawet odgłosu dzwonów nie zwykłego, nie zdawała się słyszeć i uważać.
Twarz i postawa Toltiniego ją uderzyły. — Zbliża się powolnemi krokami do stołu.
— Cóż to za święto dzisiaj? zapytała Eleonora — te dzwony? tak rano?
Włoch wahał się nieco...
— Po umarłym dzwonią — rzekł cicho... i poczekawszy dorzucił z westchnieniem.
— Prymas zmarł téj nocy..
Twarz królowéj bladością się okryła... dłońmi zasłoniła oczy — zaczęła płakać... Toltini cofnął się kroków parę... nieśmiał pocieszać nawet.. Eleonora siedziała długo jakby zapomniawszy o nim... Włoch czekał uspokojenia z uszanowaniem i cierpliwością, dopiero gdy łzy ocierać zaczynając wzrok ku niemu zwróciła królowa — zbliżył się do stołu tronu..
— Przed samym zgonem — rzekł cicho — król był u niego, zdaje się nawet, że to zgon mogło przyśpieszyć, chociaż mu go od kilku dni przepowiadano..
Usłyszawszy o królu, Eleonora zacisnęła usta, zmarszczyła brwi... zadumiała się... chociaż płaczem i niepokojem zmęczona, wstała i palce kładąc na ustach — szepnęła do Toltiniego..
— Wszystko się odmienić musi — król jest też chory niebezpiecznie, godziny jego policzone... Pytałam Brauna... powiada, że się to przeciągnąć może, ale choroba nie uleczona... Będę dobrą i łagodną...
Spuściła oczy ku posadzce, stała jakiś czas zadumana, i nie zwracając się już do Toltiniego — wyszła...