Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król Piast tom II.djvu/102

Ta strona została uwierzytelniona.

Powtórnie król spojrzał zdziwiony, i dosyć sucho odparł.
— Nie mogę zgodzić się na to...
— Ja ustąpić nie mogę — dodała królowa...
Wstawano od stołu i na tem się pierwsza rozmowa skończyła...
Wróciwszy do swych pokojów, Michał długo stał zadumany, wpatrzony w ścianę — myśląc o téj metamorfozie Eleonory — któréj — pomimo całéj swéj dobroduszności — nie wierzył. Było coś w głosie, wejrzeniu, w każdym ruchu téj kobiety, co, pomimo największego starania o to aby się okazać szczerą, przejętą, nawróconą — ostrzegało i znamionowało fałsz i udanie...
Nierozumiał tylko król na co się to jéj przydać mogło.
Towarzyszyć sobie w podróży!! nie myślał dozwolić — oburzało go to... Jedynem dobrem w téj rozpaczliwéj wyprawie do wojska było że miał być swobodnym — że mógł nie widzieć jéj i nie karmić się tym fałszem, który mu sprawiał obrzydzenie.
Prosty jednak zakaz był niemożliwym. Zdawało się że Eleonorze szło o rozgłos tego poświęcenia — postanowił więc kanclerzynie Pacowéj i innym paniom zlecić to aby królowę starały się zatrzymać w Warszawie.
On zaś — niewzruszoną miał wolę stanąć przynajmniéj tam gdzie wołał obowiązek...
Nieszczęśliwa Krajczyna przekonała ich po kilku nadaremnych wysiłkach, że żadna już siła ludzka nie mogła zachwiać tem postanowieniem, które się wyrobiło długą rozwagą i rozpaczliwem położeniem.
Ohydny traktat Buczacki — haracz! poddaństwo nie-