Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król Piast tom II.djvu/104

Ta strona została uwierzytelniona.

Rycersko mógł się tylko zalecić w pierwszych panowania początkach. — Wiedziano że chorował, nie miano mu nawet za zasługę, iż ostatkiem sił chciał służyć ojczyźnie.
Nieprzyjaźni — szydzili — urągając mu że na widok jego ani się podda Kamieniec, ani Turcy pierzchną... On sam pochlebiał sobie że za sobą pociągnie tę szlachtę, która go niegdyś na tron wyniosła, a potem opuściła tak haniebnie.
Ale — nie ruszał się nikt — długi nieład wszedł w nałóg — przebąkiwano, że nim stoi rzeczpospolita...
Widziano ją już rozszarpaną za Kaźmirza, a jednak nie rozpadła się i żyła jeszcze, nie wierzono ażeby Turek z kozakiem pożyć mogli choć osłabłą.
Na dworze tymczasem trwała komedja królowéj napierającéj się aby towarzyszyć mężowi — i opór bierny ze strony męża, — który dziękował, uśmiechał się zimno, z goryczą w duszy.
Stan jego codzień się pogorszał — pobożny ofiarował Bogu męczeństwo swoje, lecz postradał wiarę w ludzi, ochotę do życia, smak do niego. — Przyszłość mu się już nie uśmiechała — pragnął końca. Widziano go tylko dumniejszym coraz, zimniejszym, — obojętniejszym na wszystko... Napróżno ks. Dymitr który sobie pochlebiał że z Sobieskim potrafi dojść do zgody i przyjacielskich stosunków, usiłował podnieść upadłego na duchu, napróżno Pacowie obiecywali teraz po zgonie Prymasa, zupełną zmianę i rozbicie obozu nieprzyjacielskiego — Michał nie wierzył. Posłuszny im spełnił co życzyli, czynił kroki pojednawcze, wzywał listami Hetmana do siebie — Sobieski składał się nawałem zajęć — brakiem czasu — obiecywał, a widocznie króla