Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król Piast tom II.djvu/113

Ta strona została uwierzytelniona.

dny, przymrozek ziemię ściągnął... Około namiotów dymiły gęste ogniska...
Sobieski okiem zmierzywszy cały ten obraz — posmutniał i nazad do namiotu zawrócił... Jabłonowski pożegnał go, siadł na koń i jechał do swoich...
W drugim oddziale wielkiego namiotu Hetmana, trzech pisarzów czekali na niego...
Kupą tu leżały doniesienia, listy, gazetki pisane, prośby, na które odpowiadać było potrzeba — czekano na skazówki pana.
Wziął się natychmiast do pracy...
W obozie już podsłuchana wiadomość o spodziewanym króla przyjezdzie, przebiegała z namiotu do namiotu. Witano ją zdziwieniem, niedowierzaniem a gdzieniegdzie śmiechami. Król ani miłości wielkiéj, ani też niechęci nie budził — mało kto tu o nim myślał i do jego czynności przywiązywał wagę.
— Król — mówili starsi rotmistrze — a cóż on tu robić będzie?!.. Tyle tylko że nas dla mustry na plac ku niemu wyprowadzą i będziemy się musieli poubierać na okaz, krzyknąć — vivat, a potem pod szałasy powrócić. Żeby nam choć parę kwartałów zaległego żołdu przyniósł z sobą, dopiero byśmy mu vivatowali z całego serca — ale o tem nie słychać!!
Insi nie dowierzali téj plotce, wielu mówiło.
— Piąte koło do wozu! Jako żywo nie dowodził nikomu, i na wojnach nie bywał... Co nam po nim.
Na tak przygotowujące się tu przyjęcie wojsk — król Michał powoli zdążał ku glinianom — podróż szła nie sporo. Doktór Braun ponaznaczał stacje małe, wypoczynki długie. Niekiedy jesienne powietrze i sło-