Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król Piast tom II.djvu/114

Ta strona została uwierzytelniona.

ta wstrzymywały po gospodach i opóźniały o dnie całe.
Z Warszawy Kiełpszyna jadąca do Lwowa, przyłączyła się wraz z mężem do królewskiego orszaku, postanowiwszy tak długo towarzyszyć Michałowi, jak tylko będzie można... Dla króla, osamotnionego, było to wielce pożądanem, chociaż w początku niepokoił się nieco tem kobiecem towarzystwem — nie chcąc dopuścić złośliwych tłumaczeń, ale pani krajczyna tak umiała uczynić się nie znaczną, nie postrzeżoną, tak niknęła wśród téj gromady służb i czeladzi — iż nikt prawie nie zwracał na nią uwagi.
Dla króla pogrążonego ciągle w jakiéjś chmurnéj zadumie, wieczorem ten znany głos przyjaźny, przypominający szszęśliwsze młodości lata, był chwilowem orzeźwieniem, które choć nie długo trwało, dawało wytchnienie i rozrywkę.
Lecz im się bardziéj ku Glinianom zbliżano, tem Michał niespokojniéjszem i chmurniéjszem się stawał. Podróż, choć się do tego niechciał przyznać, nużyła go coraz mocniéj. Środki jakiemi usiłował Braun i on sam, wyczerpujące się siły rozbudzić na nowo, — rozdrażniały więcéj niż krzepiły... Jedzenie, napoje, zamiast wzmocnić, czyniły go ociężałym, sennym i wywoływały boleści; potrzeba było ciągle czemś słabnącego orzeźwiać, poić, podsycać sztucznie...
Wśród tych cierpień jedna tylko rozmowa z Helą, umiała go na czas jakiś oderwać od smutnéj rzeczywistości.
Po drodze ciągle nadchodziły wiadomości i gońce na przemiany z Warszawy i z obozu.
Nie przynosiły one nic pocieszającego. Sobieski