Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król Piast tom II.djvu/125

Ta strona została uwierzytelniona.

szawszy od krajczego o stanie króla i przekonawszy się, że przedłużenie męczarni ulgi by nieprzyniosło, zgodził się na podróż i ze dniem Michał w kolebce zamkniętéj, drzemiący i rozmażony jechał daléj ku Glinianom...


VII.

Wieczór był jesienny, na zachodzie rozpogodzone niebo płowo-żółtym blaskiem świeciło, a szare, porwane chmury uciekały ku wschodowi... Chwilami wiatr chłodny przelatywał szumiąc i niosąc z sobą zapowiedź mrozu...
Na rozległéj równinie pod Glinianami obóz Sobieskiego poruszał się życiem wieczornem, pędzono i prowadzono konie od wodopojów, czeladź krzątała się pod szopami dla nich skleconemi, wieczorne ognie połyskiwały tu i owdzie, a dym od nich z wiatrem rozkładając się unosił nad ziemią. Szum i gwar dzienny powoli ustawać zaczynał — jednakże tu dnia tego więcéj niż zwykle widać było jezdnych i część wojska czekała przy osiodłanych koniach, a niektóre oddziały stały w gotowości jak do występu, chociaż mrok padał i wieczór nadchodził.
Szeregiem od obozu na gościńcu stali jezdni ustawieni tak aby się widzieć mogli, na czatach, a oczy ich zwrócone w stronę przeciwną, wypatrywały oczekiwanego jakiegoś znaku.
Na wzgórzu, gdzie stały obok siebie namioty hetmańskie i Wojewody ruskiego Jabłonowskiego — widać było też przygotowania jakieś, jakby się na przyjęcie gościa przybierano.
Służba liczna Sobieskiego, czeladź, dworscy w bar-