Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król Piast tom II.djvu/158

Ta strona została uwierzytelniona.

Kiełpsz wybiegł do sieni brać na spytki dworzan, komorników i służbę. Nikt z nich nie przyznał się do tego aby coś doniósł królowi. Szemrano tylko że Toltini bawił długo, szeptał cóś po cichu, a ciekawy paź Maszkowski widział przez otwór od klucza, jak pochylony nad łóżkiem królowi coś opowiadał zniżonym głosem w sposób tajemniczy.
— A! zawołała Kiełpszyna, ten niegodziwy Włoch, on jest wszystkiego przyczyną — posądzam go tak samo o złe słowo jakbym posądziła o truciznę. Do wszystkiego jest zdolnym, a co czyni — to zawsze z obrachowaniem i przewidywaniem skutku...
Na próżno domagał się król osłabłym głosem, aby się wszyscy rozeszli i samego zostawili ze zwykłą strażą nocną — nikt odchodzić nie chciał — Krajczynę tylko zmusił aby się oddaliła...
Po północy dopiero nastąpiła niespokojna drzemka, przerywana wykrzyknikami i zrywaniem się jakby ze strachu.
Kiełpsz z podziwieniem usłyszał — Haracz... Aga... Sułtan...
Nie było już dla niego wątpliwem iż ktoś musiał zdradzić tajemnicę, a nie mógł to być nikt inny tylko Toltini. Nad rankiem zawiadomiony o tem ks. Olszowski postanowił go bez pożegnania z królem do Warszawy odprawić...
Gdy król po bardzo złéj nocy się przebudził dopominając rannéj polewki, był tak osłabionym te kilkanaście godzin tak okrutnie znowu wycieńczyły go, iż Braun głowę stracił. Ks. biskup tymczasem, w kilku słowach porozumiawszy się z królem, przywołać kazał włocha do siebie.