Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król Piast tom II.djvu/177

Ta strona została uwierzytelniona.

kwaterze i niespokojny, do ks. Olszowskiego wysłał z oznajmieniem.
Trwoga cała jeszcze się zdawała nieusprawiedliwioną niczem, oprócz popłochu jaki rzucił Masłowski — gdy wysłany wrócił nagle krzycząc że Aga już był w ulicy i wprost zmierzał ku królewskiéj kwaterze.
Nieulegało wątpliwości że tu zuchwale wtargnąć zamierzał. Ks. Olszowskiego nie było, ani nikogo coby mógł stanowcze wydać rozkazy, ale Kiełpsz miał dosyć odwagi, aby dla ocalenia króla, największą odpowiedzialność wziąć na siebie.
Straży oddziałem przy domu dowodził towarzysz stary — Namiestnik Świderski, a temu do zuchwałego kroku nigdy na męztwie nie zbywało.
Wybiegł krajczy do niego.
— Panie Namiestniku — zawołał — króla ratować musimy. Turek ten zuchwalec jedzie wprost bodaj tu do chorego dobijać. Potrzeba go po prostu wziąć i uwięzić. Niemamy nic do stracenia — bo tam się i tak Sobieski już z niemi ściera.
— A gdzie ta bestyja? krzyknął Świderski — w to mi graj!.
Zawołał na ludzi swoich, i sam już siedział na koniu.
Zdala w ulicy widać było kłusem podążającego Agę — któremu ormianin dom przez króla zajęty wskazywał. Świderski z kopyta ruszył przeciwko niemu, na ludzi wołając aby otoczyli i niepuszczali daléj.
Turek widząc wybiegającą tłumnie gwardję — nie domyślał się zrazu że przeciwko niemu wymierzoną była — aż gdy go zewsząd opasali żołnierze — wołać zaczął na tłumacza.