Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król Piast tom II.djvu/179

Ta strona została uwierzytelniona.

niewoli, bo swobodnie puścić nie mogę, kiedy tu po mieście broją.
Tumult się wszczął pomiędzy turkami, Świderski nie ustępował...
— Niech mi zaraz broń składają, krzyczał, a nie to ja ich tu w pień wszystkich wyścinam.
I wywijał szablą w powietrzu.
Aga blady był ze złości jak ściana, ale gdy się obejrzał, że tu i wojska i ludu coraz więcéj się ściąga, a pospólstwo rozgrzane przez Świderskiego przybiera coraz groźniejszą postawę, począł się prosić przez Ormianina.
— Odprowadzcie mnie do gospody — będę czekać spokojnie...
Świderskiemu chciało się na swojem postawić.
— Broń niech złożą! wołał, nic nie pomoże.
Zaczęło się parlamentowanie próżne, turcy radzi nie radzi — widząc się w saku — z wrzaskiem i przekleństwami szable na bruk ciskać zaczęli, które Świderski pilno kazał pozbierać, bo taka broń warta coś była.
— A teraz, zawołał — choć mam w trokach sznurek jedwabny na wiązanie jeńców — niech idą jak stoją do gospody — tylko ich z oka nie spuszczać.
Już tedy Aga zawrócił się i Świderski z nim, z dobytą szablą, poważny, wąsa kręcąc jechał odprowadzając go do gospody — tryumfując, aż nadbiegł za niemi Trzeciak z kancelarij króla.
— Panie Namiestniku — krzyknął — tościc nam dopiero kaszy nawarzyli. — Wiecie wy co to znaczy, posła w niewolę brać i ignominję mu taką wyrzą-