Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król chłopów tom III 184.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

żył. On mu zwykle języka przynosił, co się na dworze działo, co po drodze słyszał, co u innych druhów Starosty dostał.
Ziemianin był chudy a kościsty, zawiędły, ogorzały, ubrany niedostatnio, z szyją długą, na której łeb się kołysał wyłysiały, brzydki, z oczyma małemi, nosem dużym a czerwonym i uszami odstającemi. Mówił cicho a prędko, potroszę szeplenił, a równie mu było pilno jeść, pić i rozpowiadać, aż się krztusił.
Słuchano go pilnie, Starosta z ławy badał.
— Wierzbięta pojechał tam — mówił, albo z siebie sam, aby co utargować, lub zawołany... hę?
Groszek brwi podniósł do góry.
— Kat go wie? rzekł — dopytać nie było można, ale na dworze go przyjmowali i u króla jadł.
— A z kim król nie je? odparł Maciek, u niego wszyscy dobrzy, byle mu pochlebiali, a na życie jego nie mówili nic...
— Mało, że Wierzbięta był — dodał szlachcic, było ich tam temi czasy dosyć. Naposiedli się króla żenić.
Maciek prychnął.
— Ma on ich dosyć! zawołał — jeszcze mu jednej trzeba. A cóż z żydówką będzie, bo tę słyszę, tak miłuje, jakby mu Messjasza narodzić miała.
— A no, toż i przyszedł na świat! zawołał