do kamienicy Esthery, wybrał się do niej rano, niosąc piękny naszyjnik, na podarek przeznaczony.
Drzwi tam niebardzo strzeżono, gdyż Estherę znali wszyscy, iż darmo się jej kłaniać było, i nikt już nie próbował się tam dobijać.
Borkowicz z jednym dworzaninem przybył, a nie zastawszy pani domu w komnacie, posługującej dziewczynie kazał powiedzieć o sobie, mianując się kto był. Spodziewał się, iż Esthera wyjdzie go zaraz powitać, lecz poczekać musiał i nierychło zobaczył ją, wysuwającą się z zasłony u drzwi zawieszonej.
Piękność nietyle go uderzyła, co powaga postawy i godność z jaką wystąpić umiała. Nastrojony był do żartobliwego tonu, lecz z tem jakoś nie śmiał potem, ujrzawszy ją, poczynać.
— Jestem Maciek Borkowicz — odezwał się, z lekkim ukłonem przystępując do niej. Królowi się przybyłem pokłonić, więc i pięknej Estherze polecić się chciałem.
Zmarszczyła brwi słuchając.
— Kto pana swego miłuje, rzekł, ten wszystko, co mu lube, ceni... Bądźcie na mnie łaskawą, dodał, dobywając naszyjnik z za sukni, a nie gardźcie małym podarkiem.
Zarumieniona Esthera odstąpiła kroków parę.
— Dziękuję wam — odezwała się, mierząc go oczyma śmiało — nie zwykłam od nikogo, krom pana mojego, darów przyjmować. Poświadczą
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król chłopów tom III 208.jpeg
Ta strona została uwierzytelniona.