Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król chłopów tom II 061.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Bom zły! wybuchnął Kochan, którego twarz jeszcze się mocniej zasępiła. A gdy mówię, że zły jestem, odgadnąć łatwo, że nie za siebie, ani o siebie, ale o naszego pana.
Bystro i niespokojnie spojrzał nań Wierzynek.
— Mówcie! cóż znowu przyszło, aby mu pokoju nie dać? co dolega? zawołał.
— Gorsza daleko sprawa, niż te, któreśmy przebyli — odparł Kochan, siadając. Wiecie, że król dobra Złockie, o które się był z Jangrotem ułożył za zamianę, a biskupowi krakowskiemu, tak jak nic z nich nie przychodziło, zająć kazał. Mieniali się przecie nie jeden raz... Bodzanta, warchoł sam, a tu jeszcze i Baryczka, gorszy od niego, do wojny podżega... Klecha ten pierwszy począł krzyczeć na pogwałcenie praw, na świętokradztwo, i domagają się dóbr powrotu... szkód wynagrodzenia.
Król inne majętności gotów dać, ale co raz wziął, tego oddawać nie może. Przyznałby, że zajął bezprawnie... Co wy mówicie? już się z groźbami klątw i interdyktów noszą zuchwałe klechy!
Wierzynek ręce małe i pulchne zacisnął, słuchając, twarz spokojna pobladła nieco, i jakby dreszcz przebiegł po niej.
— Złego słowa nie mówcie w złą godzinę — odezwał się zafrasowany. Niech Bóg od tego ucho-