Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król chłopów tom II 175.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

z chłostą razem, coraz zapamiętalszą, coraz nielitościwszą, coraz szybszą, śpiew się podnosił — głosy stawały wyrazistsze, szał święty ich upajał — zdawali się doznawać rozkoszy jakiejś, w szmaty drąc ciało, dobywając z niego krwi, która ściekała strugami.
Czego nie uczynił list anioła i opowiadanie ewangeli nowej, widok biczowania sprawił na ciżbie. — Zapał biczowników przechodził do tłumu... wyrywali się ludzie ku nim... jęki i płacz dał słyszeć. Ci, co przyszli tu z niedowiarstwem, ze zgrozą, zaniepokojeni w sumieniu, żegnali się, modlili, płakali, — serce ich biło.
Cóż dawało im tę siłę do zniesienia razów, które sobie zadawali z rozkoszą? Kto sprawiał ten cud, że dla nich boleść była pożądaną i błogosławioną?... Duchowni nawet doznawali tego wrażenia, i kilku z nich odwracało się od biczowników, jak od pokusy, której się uledz lękali.
Śpiew schrypłemi i znużonemi w początku nucony głosami, rósł, potęgował się, podnosił, płynął coraz zgodniejszy, a miał w sobie jakąś siłę straszną, która przeszywała serca.
Kobiety zachodziły się od płaczu spazmatycznie...
Tłum w rynku stojący cały, uląkł się tej pokuty... wahając, czy nie ma pójść z nim także i nowej ewangelji stać się wyznawcą.
W chwili takiego podniesienia na duchu...