Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król chłopów tom IV 037.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Rób co chcesz! — powtórzyła królowa...
— Było mu to pierścień dawać przy ostatniem widzeniu — szepnęła stara — albom i ja to też sprawiła! Ja nie wiedziałam o niczem, aż mi go wychodząc, na palcu ukazał..
— Gwałtem mi go z ręki ściągnął — przerwała przelękła i płacząca Jadwiga. — Nie mogłam krzyczeć — siłą wziął! Wiedział zbój, na co to czynił!
Obie kobiety zamilkły, królowa płakała, stara, czoło, trąc przemyśliwała i stękała.
— Zbój! zbój prawy jest — rzekła. — Teraz z pierścieniem tym na palcu... grozi nam i co zechce uczyni...
Już — mówiła przestankami — zapowiedział mi, że król albo tej nocy, lub następnej z zamku zjedzie...
— Dokąd? — spytała Jadwiga.
— Któż to wie? do swej żydówki może! — dodała Konradowa. — Ale jak on to naprzód mógł wybadać?? Widzicie...
Co ja mu powiem, gdy przyjdzie napastować mnie? Mnie na to rozumu nie stało... Gdybym co chciała mówiła, ani mnie nie posłucha, ni ustąpi. Pierścień ten trzeba wykupić, choćby nie wiem, jaką ceną... Ty, królowo moja, ty go musisz przyjąć i mówić z nim!!
— Ja! nigdy! — zawołała królowa, z krzesła powstając.
— Zgubi nas — szepnęła stara — nie ulituje się...