Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król chłopów tom IV 042.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

mruczała Konradowa, w którą starosta wpatrywał się pilno, badając oczyma poszlaki kłamstwa. W istocie, była mówiąc tak zmięszaną, że ją o nie posądzić mógł Borkowicz.
— Słuchać nie chciała! — powtórzył, — a! a! królowa słuchać już nie chciała!! Chybaście jej nie powiedzieli, że ja — widzieć się z nią muszę!!
Ochmistrzyni, nie odpowiadając mu, nadąsana, składała na stole rozrzucone niewieście przybory. Starosta czas krótki stał, czekając na to, co mu powie, aż zmęczony milczeniem pogardliwem wybuchnął.
— Myślicie mnie odprawić, jak natrętnego żebraka? co?.. Alem ja tu nie prosić przyszedł, a domagać się...
W Konradowej resztka strachu walczyła z gniewem, który rozpaczliwe położenie wzbudziło. Co miała począć?
Maciek każdy ruch jej śledził, patrzał i burczał coś cicho.
— Słyszeliście? — zawołał.
— A wy? słyszeliście? — odparła zwracając się ku niemu z twarzą zaognioną stara.
— Myślicie, że na tem koniec? — rozśmiał się Borkowicz.
— Sądzicie, że się was kto boi? — poczęła ochmistrzyni. — Królowa powiada, żeście jej ten wasz sławny pierścień gwałtem z palca zdarli.