Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król chłopów tom IV 047.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Rób co chcesz — zamruczała płacząca — ja o niczem wiedzieć nie mogę... Rób co chcesz... — Nie mogę.
Starej tego tylko było potrzeba. Żywiej teraz układała do snu wychowanicę i spieszno się jej było oddalić. Miała czem, jak się jej zdawało, pozbyć się Borkowicza.
Była pewną, że dla królowej powolnym być musi.
Wieczór spóźniony już dnia tego nie dozwalał się spodziewać starosty, lecz nazajutrz przeczuwała go Konradowa.
W istocie Borkowicz krążył ciągle po podwórcach, podglądając, kiedy się wsunąć może. Czasu uczty, gdy u stołów byli wszyscy, wszedł do komnaty. Konradowa siedziała za stołem spokojna.
— A co? — odezwała się pierwsza do niego — znowu wy na mnie przychodzicie z gniewami, ze strachem i prośbami?
Nie bądźcie no takim srogim, a może lepiej na tem wyjdziecie!
Borkowicz do stołu się przysunął.
— Chcesz podarku? — dam! — rzekł bystro patrząc.
Na ofiarę Konradowa nie odparła nic — co znaczyło, że ją przyjąć była gotową — rzekła tylko.
— Możebym wyprosiła co u królowej... ale ani ona, ani ja dla strachu nie zrobi nic.
Potrząsła głową.