Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król chłopów tom IV 060.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Beńko, co się gdzie działo, i choć do wypatrywania cudzych czynności osobnych ludzi nie trzymał, przyjaciele mu nowin wszelkich dostarczali. Od czasu, gdy z Borkowiczem zerwał, szczególniej o nim i jego krokach wojewodzie donoszono pilno, wiedząc, że się na siostrzeńca odgrażał.
Nie ruszył się krokiem Maciek, by Beńko nie został uwiadomiony. Co czynił, co mówił, z czem się wygadał nieostrożnie, natychmiast się odbiło we dworze wojewody.
Sama jejmość, która zawsze jeszcze słabość pewną zachowała dla siostrzana, często się go bronić starała — choć nieśmiało, ale to wcale nie pomagało. Wojewoda miał już to przekonanie, na pewnych oparte dowodach, iż Maciek zamierzał zdradę. — Czekał tylko nierozważnego kroku, aby przeciw niemu wystąpić.
— Patrzeć nie będę — mówił — aż mi rozkaz dadzą z Krakowa. Byle poszlak pewny, pochwycić go każę i zamknę... Niech się sprawa wytoczy.
Miał swoich zauszników Borkowicz, a ci mu też zaraz donosili — co wojewoda mówił i co zamierzał.
Maciek zły był, ale śmiał się pogardliwie.
— Nim stary zbierze się na mnie, ja sobie z nim dam rady. Trzy dni potrzebuje gadać, nim na[1] kord chwyci, a ja milczkiem go wezmę...
Na wesele królewskie Beńko, choć i chciał,

  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; powinno być – za.