Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król chłopów tom IV 109.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

zawołał z gniewem Borkowicz, jeśli pani swej zataisz, z czem jeszcze raz przyszedłem.
To mówiąc popatrzał na nieruchomą staruszkę, zżymnął się i poszedł do drzwi.
Zaledwie się one za nim zamknęły, gdy drugie od komnaty królowej otwarły się zwolna. Zbladła twarz Jadwigi ukazała się w nich.
Na widok jej pospiesznie wstała Konradowa, chcąc się tłómaczyć, lecz królowa nie dając jej ust otworzyć, odezwała się poważnie.
— Drzwi u was dla wszystkich stoją otworem? Od dziś dnia niech pacholę moje będzie na straży i nie wpuszcza mi tu nikogo bez opowiedzenia.
Konradowa tłómaczyć się chciała, królowa skinęła ręką.
— Słyszeliście? — powtórzyła surowo — taka jest wola moja.
Odwróciła się od niej i wolnym krokiem wróciła do swej komnaty.
Maciek zły i niecierpliwy przybiegł do gospody, po drodze ludzi swych okładając razami silnej pięści, zastawszy w sieni zgromadzonych nad piwem. Kazał się natychmiast do podróży sposobić.
Przyjaciele, którzy go widzieli przez te dni wesołym i rozochoconym, nie mogli odgadnąć, co się z nim stało. On sam nie przyznał się im do niczego.