Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król chłopów tom IV 115.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Nie spytała go nigdy, ani się użaliła.
Ciężarem mu być nie chciała.
Zbliżył się do niej, nie okazywała żalu, ale nie kłamała czułości zbytniej. Chłód męża dumę w niej wywoływał. Była piękną, młodą i widziała się godną przywiązania — żebrać go nie chciała. Zdawało się jej może, iż ono przyjść musi samo.
Niekiedy król z ciekawością się w nią wpatrywał, badał chłodno — lecz zbliżać się więcej nie zdawał skłonnym.
Była jakby obawa jakaś w nim... Chociaż na jednym zamku mieszkali, gdy Kaźmirz mógł sprawami pilnemi się wytłumaczyć, niekiedy po dni kilka ani przychodził do królowej, ni ją widywał.
Naówczas młoda pani zasiadała do krosien i — szyła, lub kapelanowi rozkazując sobie czytać pobożną księgę jaką, słuchała.
— Zkąd się jej te obyczaje wzięły? — mruczała Konradowa. — Ktoby to powiedział, że z niej taka będzie królowa?
Jednego poranku zdziwił się mocno król, gdy mu Kochan przyszedł oznajmić, że królowa doprasza się z nim rozmowy. Pierwszy się to raz trafiało. Kaźmirz zadumał się, usiłując odgadnąć, czegoby żądać mogła niewiasta, która mu się dotąd nigdy nie narzucała?
Spodziewał się prośby lub skargi... Dnia tego